Wiosna jest koloru żółtego.
Bo słońce przecież, bo żonkile i narcyzy to na wiosnę tylko...
Idzie!
Mały Jaś był dziś na podwórku cztery razy! O nie... zimą to się nie zdarza...
I tatę wyciągnął na rower! Na 15 minut, ale zawsze. A rower to przecież nie zimą!
Więc idzie, powoli, jak zwykle... ale przyjdzie jak nic!
Wiosna.
Upiekłam tartę cytrynową. Lekką, prostą, wiosenną, iście żółtą.
Zawsze w przepis wtrącę swoje trzy grosze, więc oryginalny
TU.
Składniki:
kruchy spód:
- 250 g mąki
- 125 g masła
- 1 żółtko
- 50-60 ml wody
- 3 łyżki cukru pudru
krem cytrynowy:
- 4 jajka + białko, które zostało z jaja na kruchy spód
- 120 g cukru
- 200 g śmietany kremówki
- 2 łyżeczki mąki ziemniaczanej
- sok z 1,5 cytryny
- skórka otarta z cytryny
Zagniatamy kruche ciasto z podanych składników. Wkładamy na 20-30 minut do lodówki.
Wałkujemy ciasto i przenosimy do formy na tartę (moja ma 28 cm średnicy). Przykrywamy papierem do pieczenia i obciążamy, np fasolą. Pieczemy spód w temperaturze 200 stopni przez 15 minut z obciążeniem i jeszcze 5 minut bez.
W tym czasie robimy krem. Wystarczy wszystkie składniki wymieszać w misce trzepaczką :)
Na wystudzony spód wylewamy krem i zapiekamy wszystko przez 30 min w temp. 180 stopni.
I tu powinnam napisać, że trzeba poczekać, aż wystygnie... czy schłodzić... czy coś... ale komu by się chciało tyle czekać? Zjadamy więc od razu :)
Zatem, smaczności!
Zdecydowanie wiosna jest koloru żółtego :)
pozdrawiam,
sajdi